CIESZANÓW ROCK FESTIWAL 2013, DZIEŃ 1.

CIESZANÓW ROCK FESTIWAL 2013

CZWARTEK, DZIEŃ 1.
WYJEŻDŻAMY O 12.
A NIE, JEDNAK O 14.
OJ TROSZKĘ SIĘ PRZESUNĘŁO, JEDNAK O 16.
OCZYWIŚCIE NA POCZĄTEK WYJAZDU MUSIAŁEM SIĘ WKURWIĆ, BO ZNAJOMY KTÓRY WSIADAŁ DO MOJEJ ZAJEBISTEJ LAGUNY, OTWIERAJĄC DRZWI PRZYPIERDOLIŁ W BETONOWY KOSZ. UDAWAŁEM ŻE NIE SŁYSZAŁEM I NIE WIDZIAŁEM BO I TAK CHUJA BY TO DAŁO, GDYBYM SIĘ DO NIEGO ZESRAŁ, A BARDZO DRZWI NIE OBDARŁ W DODATKU MAM TO AUTO W DUPIE, BO ZA ROK BĘDZIE NOWE, ALE I TAK SZKODA LAKIERU BO ŁADNY ;_ ;
BAGAŻNIK CAŁY ZAJEBANY, JEDZIEMY PO JESZCZE JEDNĄ OSOBĘ. CZYLI PO PIĄTĄ. ŁĄCZNIE ZE MNĄ.
PO DRODZE OPRÓCZ FOTORADARÓW I CIĄGNIKA, KTÓRY ZAJMOWAŁ 2 MIEJSCA DO TANKOWANIA, NIC CIEKAWEGO SIĘ NIE DZIAŁO. NO I PIĄTĄ OSOBĘ ODEBRALIŚMY.
DOJECHALIŚMY. POGODA NI W PIZDE NI W OKO. TROCHE ZIMNO, TROCHE CHMURY.
BIEŻEMY BAGAŻE, NAKURWIAMY NA POLE NAMIOTOWE.
TORBE MI PRZESZUKALI. NA SZCZĘŚCIE PODRÓŻNĄ.
KOLEJKA PO KARNET NA POLE NAMIOTOWE DŁUGOŚCI MURU CHIŃSKIEGO.
JEBAĆ KARNETY, IDZIEMY NAMIOTY ROZSTAWIAĆ.
ROZSTAWIAMY.
ROZSTAWILIŚMY.
NAKURWIAMY DO AUTA PO RESZTE BAGAŻY.
PRZYNOSIMY.
IDZIEMY STAĆ PO KARNETY.
Z GODZINE NAM ZESZŁO. W MIĘDZYCZASIE PRZYSZŁY JAKIEŚ DWIE BABKI, PYTAJĄC SIĘ CZY NIE KUPIMY IM KARNETÓW. JAKŻE MÓGŁBYM ODMÓWIĆ. PO PROSTU ODWRÓCIŁEM SIĘ DO NICH PLECAMI.
JEST, W KOŃCU ZIELONA OPASKA NA ŁAPIE, 20ZŁ W KIESZENI MNIEJ, TYLE WYSTAĆ.
NO TO SKORO JEST OPASKA NA POLE NAMIOTOWE, TO PORA Z POLA NAMIOTOWEGO WYJŚĆ DO AUTA PO ALKOHOLE.
W SUMIE TO JA CHYBA NIE MIAŁEM ALKOHOLU ;_ ;
WIĘC KTO MIAŁ TO WYPIŁ I WYBRALIŚMY SIĘ DO BIEDRY. PIWA ZAKUPIŁEM.
POSZLIŚMY NA RUINY, GDZIE W ZESZŁYM ROKU SPOTKAŁEM BORSUKA ZAPIERDALAJĄCEGO Z SIEKIERĄ, KTÓRĄ POTEM ZGUBIŁ XD
OKAZUJE SIĘ, ŻE NA RUINACH LEDWO 4 OSOBY SIEDZĄ. CHUJNIA.
WYPIŁEM PIWO, POLICJA PRZYJECHAŁA. ZADAŁA JAKIEŚ DURNE PYTANIE, POCZYM POŻYCZYŁA DOBREJ ZABAWY I POJECHAŁA.
DRUGIE PIWO WYPIŁEM. PRZYJECHAŁA KRYMINALNA NA DWA SAMOCHODY, PRZETRZEPALI NAS, POJECHALI W CHUJ.
PADŁA DECYZJA, ŻE IDZIEMY STĄD W CHUJ. NIE MOGŁEM SIĘ POGODZIĆ Z TĄ MYŚLĄ, WIĘC DARŁEM MORDE. NIE PAMIĘTAM CO KONKRETNIE.
POSZLIŚMY W JAKIEŚ KRZACZORY, TAM WYPIERDOLIŁEM TRZECIE PIWO + JAKIEŚ WYSOKOPROCENTOWE TRUNKI. STAMTĄD WYCHODZIŁEM JUŻ ZYGZAKIEM.
PAMIĘTAM, ŻE CZĘSTOWALI MNIE PAPRYKARZEM, KTÓRY WPIERDALALI PALUCHAMI. JEBANE PLEBEJUSZE, OBLECHY. OCZYWIŚCIE NIE PRZYJĄŁEM.
PO RZYGANIU JAKIEGOŚ TYPA PADŁA DECYZJA, ŻE IDZIEMY NA POLE NAMIOTOWE.
NAKURWIONY W CHUJ ZNOWU NIE MOGŁEM SIĘ POGODZIĆ Z ZAPADNIĘTĄ DECYZJĄ. PRZECIEŻ ZOSTAŁO MI JESZCZE PIWO! OTWIERAM, ŻŁOPIE PO DRODZE, NI CHUJA NIE WYPIJE.
KOLEŻANKA PRZEMYCIŁA W MAJTKACH NA POLE NAMIOTOWE.
I W SUMIE TO NIE PAMIĘTAM CO BYŁO DALEJ.
LUBA COŚ MÓWI, ŻE POSZEDŁEM CHLAĆ DALEJ, A ONA DO NAMIOTU.