CIESZANÓW ROCK FESTIWAL 2012 PART 1


DZIEŃ PIERWSZY. PIĄTEK. GODZINA 18:00
WYCHODZE Z DOMU NA AUTOBUS.
JADE.
DOJECHAŁEM.
NA DWORZEC PKS.
KUPUJE BILET DO CIESZANOWA, WSIADAM DO PKS.
CZEKAM I CZEKAM, DO ODJAZDU JESZCZE ZE 20 MIN.
SIEDZI BABA NA PRZYSTANKU. ZE WSI.
PATRZY CZY NIKT NIE PATRZY I JEB ŁAPSKO W STANIK I CYCA POPRAWIA. A PRZED NIĄ PKS PEŁEN LUDZI.
FACEPALM.
ZARAZ DRUGIEGO CYCA POPRAWIA.
CO JA PACZE.
ZACZĘŁO NAPIERDALAĆ DESZCZEM. JA DALEJ CZEKAM NA ODJAZD.
TAK NAPIERDALAŁO, ŻE AŻ ŻUL MUSIAŁ SIĘ PRZESIĄŚĆ TROCHĘ, BO DACH PRZYSTANKU NIE OGARNIAŁ I NA NIEGO KAPAŁO.
JEDZIEMY.
AUTOBUS ROBIŁ Z KAŁUŻY FALE NA DWA METRY. FAJNIE CHLAPAŁO LUDZI XD
DWIE GODZINY JAZDY PRZEDE MNĄ A DUSZNO JAK SKURWYSYN.
KAPIE MI NA RYJ PRZEZ OTWARTĄ SZYBKĘ.
ZAMYKAM.
JAK ZAWSZE BOLI MNIE KARK OD GAPIENIA SIĘ W SZYBĘ.
JADE, PATRZĘ PRZESTAŁO JUŻ PADAĆ, PRZEJEŻDŻAMY PRZEZ JAKĄŚ WIEŚ, PATRZE A TAM KOLEŚ Z MOPEM PRZED DOMEM STOI.
Z MOPEM W GÓRZE.
TALERZ SATELITARNY MYŁ.
CHUJ WIE GDZIE MAM WYSIĄŚĆ, JADĘ JUŻ JAKIEŚ 2H, CIEMNO JAK W DUPIE U MURZYNA, ZNAKÓW NIE WIDZE. LUBIA NIBY MA CZEKAĆ.
CZEKAŁA.
WYSIADŁEM Z AUTOBUSU TO NA DZIEŃ DOBRY SIE POWKURWIALIŚMY NA SIEBIE XD
NIBY TAKA WIOCHA, ALE SKATEPARK MIELI.
IDZIEMY DO SKLEPU. KUPUJE DWA BATONY. I PASZTET.
IDZIEMY.
STOIMY.
SIKAM.
IDZIEMY.
LUDU OD ZAJEBANIA, LUBA MNIE CIĄGNIE TU I TAM, ŻEBYM TU KARNET NA KONCERTY KUPIŁ, TAM NA POLE NAMIOTOWE.
NIE WIEM GDZIE JESTEM, NIE WIEM CO SIE DZIEJE.
JESZCZE NIC NIE PIŁEM.
WCHODZIMY NA POLE NAMIOTOWE, IDZIEMY DO NAMIOTU.
NAMIOT ZAMKNIĘTY NA KŁÓDKĘ.
LUBA NIE MA KLUCZA.
PEWNIE, PO CHUJ, SKĄD MIAŁA WIEDZIEĆ ŻE PRZYJADĘ.
DZWONI PO KOLEŻANKE, ZEBY KLUCZ PRZYNIOSŁA.
MIJA 10 MIN.
PRZYNIOSŁA KLUCZ.
POSZŁA W CHUJ.
PEŁNO LUDZI, PUNKI, IROKEZY, DRĄ MORDE, BIEGAJĄ PO BIEŻNI, KOPIĄ W PIŁKE.
LUBA COS TAM STĘKA.
OKAZAŁO SIĘ, ŻE TO ZŁY KLUCZ -.-
W MIĘDZYCZASIE PRZYPLĄTAŁ SIĘ JAKIŚ KOLEŚ Z NAMIOTU OBOK.
NIE WIEM W SUMIE CO CHCIAŁ, ALE CHYBA SPODOBAŁA MU SIĘ MOJA LUBA.
CHOCIAŻ MIAŁ SWOJĄ LUBĄ W JEGO NAMIOCIE.
OKAZAŁO SIĘ ŻE GOŚCIU Z ŁAŃCUTA I MAMY WSPÓLNYCH ZNAJOMYCH.
MIJA 10 MIN.
KOLEŻANKA PRZYNIOSŁA DOBRY KLUCZ.
WCHODZE DO NAMIOTU, CIASNO, NISKO W DODATKU JESZCZE JAKAŚ HIPSTERKA BĘDZIE Z NAMI SPAŁA.
PRZEJEBANE. JAK JA TAM PRZETRWAM 3 NOCE.
ROBAKI, KOMARY, GŁÓD I TE SPRAWY.
LUBA WPIERDOLIŁA MI BATONA. A MÓWIŁEM JEJ W SKLEPIE, ŻEBY SE KUPIŁA. TO NIE CHCIAŁA.
KURWA MAĆ.
WRÓCIŁY KOLEŻANKI Z KONCERTU. IDZIEMY GDZIEŚ COS POROBIĆ.
SIEDZIMY, SZISZE PALIMY.
COŚTAM COŚTAM.
NIE PAMIĘTAM.
JEST PO 1:00 W NOCY
IDZIEMY Z LUBĄ OGARNĄĆ CZY PRYSZNICE OTWARTE, CZY KOLEJEK NIE MA.
OTWARTE.
5 ZŁ/5 MIN
ZAJEBIŚCIE.
CHUJOWO.
DZIADEK PIERDOLI COŚ, ŻE WODA NIE ZA CIEPŁA, ALE ŻE DA SIĘ WYKĄPAĆ.
TAM GDZIE POSZLIŚMY BYŁA JEDNA KABINA.
DZIADEK MÓWI, ŻE JAK CHCEMY TO MOŻEMY WEJŚĆ RAZEM.
JA Z LUBĄ OFC.
WCHODZIMY.
NIE MA GDZIE DAĆ CIUCHÓW. KURWA.
WYMYLIŚMY SIĘ.
SPODNIE SPADŁY MI NA KAŁUŻĘ PO NASZYM PRYSZNICOWANIU.
JAPIERDOLEKURWA.
CHUJ, WRACAM Z MOKRYMI.
POBAWILIŚMY SIĘ.
IDZIEMY SPAĆ.